Zanim ostatni oddech uleci jak jaskółka ku gwiazdom
Patrzę jeszcze w dal - na popalone bezmyślnie mosty
Na jeziora łez, które pomogłem stworzyć - i na pomniki mych czynów
Krzywe, szkaradne, odrażające
Czarnych kruków stado, niczym najmroczniejsze myśli na ołowianych niebach
Tak niewiele, by białe płótno ukojenia otuliło ten udręczony krajobraz
Jakże piękny, jakże dostojny! Dręczące piękno końca wszystkiego!
Lecz jednak serce wygrywa wzniosłe pieśni...! Bije, bije nieśmiało
Echem roznosząc się po pustych zakamarkach duszy.
I dziwna tęsknota wzbiera w duchu
Mgła jako całun otula wszystko i zapada szara cisza
O, jesieni! Żywiole cichej nuty refleksji - tak wiele masz twarzy!
Dla jednych jesteś gorzkim końcem. Dla innych błogim spokojem
Piękno i smutek uchwycone w ostatnim promieniu słońca.
Rozkochałem siebie samego w tej martwocie!
I płaczę, i tonę w rozkosznej melancholii - to przyszła jesień.
To rzeka płynie i płynę wraz z nią poprzez ciche lasy
I patrzę, a każda sekunda jest kolejnym opadającym liściem.
Każde uderzenie serca jest odą - do nieskończoności.