Pies na łańcuchu, ścina go mróz
Puszka w torebce, kurze serce ze snu
Zjedz, zjedz, zjedz swoje dziecko
Martwe majtki zakop pod wierzbą
Bujawka trzeszczy, wiatr hula co sił
Księżyc dopełnia się, a może już zgnił
Zjedz, zjedz, zjedz swą wydzielinę krwią
Niech ciało spłynie
W kieszeń coś przeciwbólowego a w tobołek szczęścia weź
To mi trochę odsypiesz i odwagi na życie
I chęci do wynurzenia się z tej bezlitosnej krainy ucieczki
Weź jeszcze garść piachu to pogrzebiemy pewno wspomnienie
Co mnie straszy i codziennie zatraca w otchłani lęku
Proszę cię w kieszeń coś przeciwbólowego
A w tobołek szczęścia weź to mi trochę odsypiesz
Eh dziewczynki, takie ciągle niewinne, serdeczne i pogodne
Jedne śpią jeszcze ze snem na powiekach nasienia zlizującym
Inne już po kilku gałkach pysznych lodów na śniadanie
Posmak gorzkawy na podniebieniu tuszują smakiem szminki
Z torebki srebrnej kopertówki na obcasach po epilacji
Nie sikają i nie srają
Zawsze z pachnącą fiołkiem pizdą
A spod pachy ani włosek
Cicho już wiedźmo laleczko