Przyjechał do Lwowa akrobata Mucha,
Spadł z dachu na ziemię i wyzionął ducha.
Chciał pokazać ludziom jak on umie zwinnie
Drapać się po gzymsie i chodzić po rynnie.
Chciał pokazać ludziom, że trudności ni ma
I na gładkim murze jak mucha się trzyma.
Chciał się popisywać za bilety wstępu
I najadł się wstydu i narobił sztempu.
Wlazł na Teliczkową bez poczucia strachu,
Minął drugie piętro... już był bliski dachu...
Wszyscy dech zaparli, cisza była głucha,
Bo on rzeczywiści istny człowiek mucha.
Czy on się poślizgnął, czy się tynk obruszył?
Czy się chwycił gzymsu, a gzyms się wykruszył -
Nagle z krzykiem leciał w dół, na łeb na szyję -
Ratujcie mnie ludzie - taż ja się zabiję!
Krzyczał przeraźliwie i w połowie krzyku
Trachnął w bruk - i został leżeć, na chodniku.
Tak się zakończyło straszne widowisko.
Nie drap się za wysoko, to nie spadniesz nisko.